Tuesday, February 16, 2010

Sowy i orły, owce i barany, psy pasterskie i "water dragony", 6.02.2010

Pozostańmy jeszcze chwilkę w Lone Pine Koala Sanctuary. Jako, że spędziliśmy tam cały dzień,  spotkało nas wiele atrakcji. Poza Koalami, Kangurami, o których pisałam już wcześniej, trafiliśmy na ptasi pokaz, występy popisowe psów pasterskich i .. golenie owcy. Wszystkie przedstawienia były r e w e l a c y j n e!

Podczas tzw. "Bird Show" nad naszymi głowami fruwały: sea eagle, wedge -tiled eagle, barn owl i barking owl, czyli dwa gatunki orłów (Bielik i Orzeł Australijski) i dwa gatunki sów (Połmykówka Zwyczajna i Sowica Szczekliwa).

 
  
  
  
  
  
 

Szczerze mówiąc latające nad głowami i spoglądające na nas z zaledwie kilku metrów drapieżne ptaki wzbudzały we mnie lekką obawę i niepewność. Zwłaszcza, kiedy jedna z sów zaprezentowała, jak potrafi w mig pochłonąć mysz!

  
  

Znacznie bezpieczniej czułam się karmiąc papugi.


Po bliskich spotkaniach z latającymi zwierzakami, zostaliśmy zaskoczeni sprawnością i mądrością psów pasterskich i równocześnie bezgraniczną głupotą owiec i baranów. Dwa odpowiednio wyszkolone psy potrafią doskonale poradzić sobie ze stadem owiec. Tzn. przegonić je po pastwisku/polu w grupie, wedle wskazanej przez pasterza trasy, dopilnować, żeby nie rozbiegły się, itd. Osobne psy są szkolone do zaprowadzenia porządku już w zagrodzie. O ile psy pastwiskowe dużo muszą się nabiegać i namanewrować, o tyle te z zagrody używają głosu. Dosłownie - szczekają niemiłosiernie! A na koniec triumfalnie zasiadają na jednej z owieczek. I niechaj któraś się sprzeciwi, to zostanie podszczypana w nogę! :) Widowisko jedyne w swoim rodzaju. 

 

Zaś na deser biedna owieczka została pozbawiona wierzchniego okrycia. Minę miała bardzo smutną i według mnie nie za bardzo jej się ten pomysł podobał. Ale cóż miała począć, biedaczysko... Jednak nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W tutejszych tropikalnych temperaturach, bez wełny na pewno jest jej lepiej, a przynajmniej chłodniej :)



To by było na tyle zwiedzania Sanktuarium Koali. Na zakończenie dodam jeszcze małą dygresję - nieformalnymi mieszkańcami tutejszego zoo, podobnie jak innych ogrodów botanicznych i miejskich parków są tzw. australijskie water dragons (wolne tłumaczenie: wodne smoki, a nazwa fachowa: agama wodna.) Są to ok. metrowe jaszczurki, które napotkać można dosłownie wszędzie. Śmiesznie się przemieszczają, przeskakując jakby z jednej nogi na drugą, przez co wprawiają całe ciało w kołysanie. Jak tylko spostrzegą, że ktoś je obserwuje, albo natrafią na intruza w najbliższym otoczeniu, zamierają w miejscu. Potrafią przez kilka minut ani drgnąć. Osobiście natykałam się na nie wielokrotnie, zarówno podczas spacerów po parkach, jak i w kurortach turystycznych. Dziwne uczucie natrafić na taką dużą jaszczurkę na swojej drodze. Z tego, co wiem, nie są one na szczęście groźne ani jadowite, więc spokojnie można popstrykać im fotki, bez obawy o swoje życie :)

 
  
 

No comments:

Post a Comment