Friday, February 5, 2010

Sydney oswojone!

Sydney, tak jak cała Australia, jest miastem wielu sprzeczności i kontrastów. W architekturze, w kulturze, typach ludzkich na ulicach. Pomimo to, panuje tutaj zaskakująca spójność i harmonia. Pisałam o tym, jak w samym centrum stare spotyka się z nowym, kamień, cegła przekształca się w metal i szkło. Wysokie drapacze chmur wyrastają z niskich kamienic, rodem wziętych z Wysp Brytyjskich i Irlandii, przekształcone w duchu kolonialnym.







Architektura w Sydney to zbiór form - pionów, poziomów, ukosów, wgłębień i wypukłości. Każda fasada inna, każda jedyna w swoim rodzaju, unikatowa. Jedna hołduje prostocie, kolejna wybucha eksplozja kształtów. Przyznam, że dla fotografa to ogromna uczta ujęć, kadrów, niepowtarzalnych okazji do ciekawych zdjęć. Oto kilka moich kompozycji.














Przemierzając kolejne przecznice miasta, z cały czas zadartą głową czuć, że to prawdziwa światowa metropolia. Poza wielkim biznesem, który płynie swoim własnym życiem na dziesiątkach kondygnacji, jest także przestrzeń na relaks, zakupy i jedzenie. Parki (np. skopiowany z Londynu - Hyde Park), ogrody (np. niesamowity Ogród Botaniczny, w którym spędziłam prawie pół dnia), nadbrzeżne bulwary i deptaki (chyba w dużej mierze przeznaczone głównie dla turystów), "jadalnie" z potrawami z całego świata oraz ogromne, ale w ogóle niewidoczne z ulic centra handlowe, w których króluje całkiem nienaganna moda, styl i kultura (może troszkę naganne jedynie są ceny :)) Z poziomu kolejki Monorail, którą nie omieszkałam się przejechać, można podziwiać miasto z poziomu mniej więcej pierwszego piętra. Ciekawe uczucie - tak pomykać ponad ulicami i zaglądać ludziom w okna :)















A ludzie? Tłumy najróżniejszych nacji, kolorów...Obydwoje z Maćkiem stwierdzamy, że wbrew opinii, że Australijczycy nie grzeszą urodą, uważam, ze mężczyźni są naprawdę przystojni, a kobiety bardzo ładne. Iluż przystojniaczków wpadło mi w oku, ile pięknych damskich figur zakradło Maćkową uwagę! mmm... nie da się zliczyć! Ciekawe, czy tak jest tylko w mieście? Okaże się, jak za kilka dni znajdziemy się na prowincji. W mieście moda jest elegancka i ze smakiem. Wyjątki od reguły się też zdarzają, np. jacyś zamiejscowi Aborygeni lub turyści. Ten ostatni gatunek jest tutaj bardzo popularny. Zwłaszcza przybyły z Ameryki! Wielokrotnie zaczepiono nas z pytaniem "- Are you Americans?" A kiedy odpowiadaliśmy: "-No, we are from Poland", na twarzach tubylców pojawiało się dziwne zamieszanie. Z grzeczności kiwali potwierdzająco głową, jakby wiedzieli, o jaki kraj chodzi, ale myślę, że w większości przypadków nie mieli o naszym kraju bladego pojęcia.













Skoro już piszę o ludzkich zachowaniach, warto pochwalić tutejszą uprzejmość i bezpośredniość. Kiedykolwiek potrzebujesz porady/pomocy w znalezieniu jakiegoś miejsca, czy to w innej sprawie, pomoc zostanie udzielona, z ogromnym uśmiechem na twarzy! A przy okazji nawiąże się rozmowa, o tym, jakie miejsce warto odwiedzić, gdzie zjeść dobry obiad ("-Co powiecie na dobrą włoską kuchnię? Lubicie włoską kuchnię? Tam za rogiem jest wspaniała włoska restauracja!" hmm... nie sposób wytłumaczyć, że włoskich potraw wolimy kosztować we Włoszech, teraz bardziej interesuje nas coś lokalnego :) Może jakieś steki z Kangura???) Tak, czy owak ze wszystkich stron można liczyć na pomocna dłoń. Nawet, jak o nią nie pytasz, a stoisz z mapą w ręku, na bank ktoś zatrzyma się i zaoferuje pomoc. Niewykluczone!

W związku z tym, że Maciek poleciał na dwa dni do Canberry, na szkolenie, miałam troszkę czasu na samotne oswajanie się z miastem. Spacerowałam sobie ulicami Sydney, pisałam pozdrowienia ze słonecznej krainy, a pogoda płatała cały czas figle. Nie wiem, czy to normalne, ale deszcz pojawia się i znika tak samo jak w Irlandii! sic! Czyżby irlandzka pogoda w kratkę też tutaj wyemigrowała??? Jeśli tak, to w zamian zapraszam serdecznie tutejsze upały i słonko na naszą Zieloną Wyspę. Tego chyba tam mi najbardziej brakuje. Lekkie ubrania i lekkość na duszy, człowiek nie trzęsie się z zimna, prawie w ogóle nie ma gęsiej skórki, kiedy wychodzi z zimnej kąpieli. Otwarte na oścież okna, drzwi, knajpy... A jak pada, to jest jeszcze przyjemniej - rześka bryza koi rozgrzane ciało. Jakże łatwiej i radośniej się funkcjonuje w takim klimacie. Dla niektórych może to pogoda nie do zniesienia, ale nie dla mnie. Dzięki niej mnóstwo tutaj różnorakich roślin, kwiatów, drzew, a także zwierzątek. Wachlarz najróżniejszych kształtów i kolorów. Ale o tym opowiem już następnym razem.

No comments:

Post a Comment