Thursday, February 11, 2010

Egzotyczny świat roślinek, część 1: Sydney, 4-5.02.2010

Kolejnym etapem w smakowaniu i zachwycaniu się Australią było poznanie jej prawie nieograniczonego bogactwa  flory. W związku z tym, że Matt poleciał załatwiać sprawy business'owe w Canberze (stolica Ozi-landu), miałam dwa długie dni na poznanie Sydney od podszewki. Z mapą w ręku i w dobrym humorze wyruszyłam na dłuuuggiiii spacer, którego główną atrakcją był tutejszy Ogród Botaniczny - Royal Botanic Gardens & the Domain.
Świat roślin australijskich, podobnie jak królestwo zwierząt zadziwia kolorami, kształtami i ... rozmiarami! Kraina Oz stanowi jak się okazuje osobne państwo roślinne (Australis) o swoistej florze, z dużą liczbą tzw. endemitów (750 gat. eukaliptusów i 450 gat. akacji!).
Większość roślinek, które w mojej głowie istniały do tej pory jako niewielkie, doniczkowe okazy, tutaj nabiera kolosalnych rozmiarów i można się na nie natknąć prawie wszędzie. Mówię o kaktusach, paprociach, bambusach, agawach, rododendronach, orchideach, daliach, figowcach, opuncjach i wielu innych gatunkach, których nazw niestety nie sposób spamiętać. W Ogrodzie Botanicznym dodatkowo pierwszy raz w życiu zobaczyłam kwiaty znane jedynie z albumów. 
"Welcome to the Royal Botanic Gardens & the Domain. 
Please walk on the grass"
Ogród Botaniczny przywitał mnie ogromnym zaskoczeniem - każdy gość proszony jest o bezpośredni kontakt z tutejsza naturą. Oznacza to tyle, że należy chodzić po trawie, wąchać kwiaty, przytulać drzewa, rozmawiać z ptakami i piknikować na trawnikach. Taka informacja wywołała we mnie ogromne zdumienie, gdyż przypominając sobie polskie parki i ogrody (np. Warszawskie Łazienki), siadanie na trawie jest tam przestępstwem, a zbliżanie się do niektórych kwiatów, jeśli nie jest się na uprzywilejowanej pozycji Pary Młodej - zostaje surowo upomniane. Króluje znana reguła - patrz na mnie, nie dotykaj mnie! Zostawię to bez komentarza. Wróćmy szybko do australijskiego królestwa, w którym wszelki kontakt bezpośredni z naturą jest jak najbardziej wskazany! Czyż tak nie jest milej??? Chcąc zatem dostosować się do powyższych wskazówek i porad, spacerowałam i odpoczywałam na trawnikach... 


...obdarowywałam uściskami palmy, zza których znienacka wyłaniała się Sydney Opera i Harbour Bridge.














 Albo zatoka:

Podziwiałam i czułam się malutka przy innych  egzotycznych wielkich iglakach. Których bajeczne igły nie uszły mojej uwadze!

















Głaskałam konary tropikalnych drzew, które rozrastały się w nieskończoność, zakradając coraz więcej przestrzeni dla siebie, ale także tworząc coraz więcej przyjemnego cienia.






Pośród nich moimi ulubionymi drzewami stały się figowce! Prawdziwie prehistoryczne, masywne i złożone jakby z wielu części pnie i konary jednego organizmu.















Drzewa figowe mają pewną ciekawą cechę - im są starsze i bardziej rozrośnięte, wypuszczają z konarów korzenie. Rosną one do ziemi, wrastają w nią i stanowią podporę dla gałęzi. Widok jest zadziwiający! Podobno im więcej takich podpór, wyglądających jak wiszące konary, tym starsze jest drzewo. Domyślam się, że wiele z nich ma nawet kilka tysięcy lat! Ponadto drzewa figowe mają bardzo szeroką symbolikę chrześcijańska. Dla ciekawskich: http://www.dabar.de/sp/5/5Figowiec.htm 
Muszę przyznać, że wszędzie, gdzie się pojawiają, robią ogromne wrażenie. Jakby drzewa matki, źródło i środek życia. 

Zwiedzając dalej Ogród Botaniczny - spacerowałam tropikalnymi alejami, wsłuchując się w brzęczenie, granie, śpiewanie dochodzące spośród buszu liści... Żałuję, że nie miałam dyktafonu. Zewsząd dochodziła muzyka kojąca i relaksująca, że całkowicie można było zapomnieć że tuż za rogiem żyje wielkie miasto. 






O dosłownie, tak bliziutko:








Jedynie do kaktusów, napotkanych po drodze, podchodziłam z pewna dozą ostrożności i z odpowiednim dystansem. 
























Bynajmniej nie zachęcały do bliższego kontaktu :P














Troszkę pogadałam z zółto-dziobkowymi ptaszkami (których nazwy do tej pory nie odgadłam), postraszyłam wredne (to temat osobnej historii) ibisy, Zachwycałam się zapachem tropikalnych kwiatów, w tym bajecznie czerwonych hibiskusów i dalii. I zrobiłam portrety wielu ogrodowym pięknościom. Oto kilka z nich, wdzięcznie pozujące do zdjęć:





















































 



































Ponadto, podobnie jak w ZOO, znajdują się tutaj zagrożone i rzadkie gatunki roślin, będące pod ścisłą ochroną i opieką.Warunki mają wyśmienite, słonecznie i ciepło przez większą część roku. Tylko pozazdrościć!


Na koniec wspomnę o innych zupełnie nietypowych mieszkańcach  tutejszych Ogrodów Botanicznych - nietoperzach. W ciągu dnia można je obserwować wysoko na drzewach w postaci wiszących pionowo kokonów, spośród których co jakiś czas wyłania się "paskudne" żyjątko. Ze względu na wysokie temperatury odbywa się tutaj także wachlowanie! Domyślam się, że w nocy następuje łowieckie szaleństwo. 



W Ogrodzie Botanicznym mieści się także siedziba rządu. Domyślam się, że jedynie reprezentacyjna. Oziki bardzo lubią nadawać ważnym budowlom starą formę gdyż krótka historia niestety pozbawiła ich szczęścia posiadania wiekowych zabytków.  Jako, że pojawili się tutaj ok. 150 lat temu, obiekty sprzed stu lat mają miano zabytków. Dlatego też wszelkie obiekty rządowe i państwowe ubrane są w urocze, historyzujące szaty. Są romańskie  masywne ściany, z małymi okienkami i warownymi wieżyczkami, starożytne kolumnady, strzelistość gotyku, klasyczny renesans itd.
Oto przykład urokliwego zamku, którego architektura została zaczerpnięta zapewne z czasów Rycerzy Króla Artura.

Ogrody Botaniczne prezentują całe bogactwo australijskiej flory w pigułce. W jednym miejscu spotyka się najróżniejsze gatunki roślin. Jednak jak dla mnie spacer ulicami miasta, czy też odwiedziny w tutejszych zwykłych parkach to eksplozja kształtów i kolorów!  Prawie cała Australia to jeden wielki Ogród Botaniczny. 

3 comments:

  1. Park jest superancki - nam najbardziej się podobały wszechobecne papugi walczące i warczące na siebie i "ibisowo" wyglądające ptaki-żebraki. I widok na opere i harbor bridge - mniam :)

    ReplyDelete
  2. Mi też strasznie podobała się tabliczka "proszę przytulać się do drzew i rozmawiać ze zwierzętami" :) szkoda tylko że nie wypatrzyliśmy tych nietoperzy - robią wrażenie...

    ReplyDelete
  3. Ibisowo wyglądające żebraki to właśnie Ibisy. Są zmorą prawie każdego miasta! Podchodzą bardzo blisko i wydaje się, jakby miały zamiar tym dziobem wyskubać sobie kawałek Twojej kanapki! wrr... Taaa.. Ibisy i mrówki to dwie bardzo upierdliwe plagi australijskie. Są wszędzie!
    A co do nietoperzy... dostrzegłam je przez przypadek, kiedy przed sklepikiem z pamiątkami zobaczyłam lunetę na monety. Zastanowiło mnie to, czemu ona tutaj niby ma służyć? Podglądaniu pracusiów w wieżowcach? haha I kiedy podniosłam głowę w górę, oto ujrzałam je! Potem już nie sposób ich nie widzieć na wielu okolicznych drzewach :))))

    ReplyDelete